niedziela, 13 września 2015

Rozdział 32



-Oczywiście, tak jak mówiłem, wszystko wina stresu, gdy jego poziom opadł organizm się „wyłączył”. Niedługo proszę, żeby pacjentka przyszła i zrobimy kontrolne badania.

-Mam również takie pytanie. Czy może lecieć samolotem, bo podróż poślubna jest już zorganizowana na tydzień.-dorzuci mój ojciec.

-Jeśli nie będzie się przemęczać i spożywać odpowiednią ilość krwi to oczywiście, tylko mała prośba, by nie przedobrzyć ze współżyciem. Bez szaleństw książę.

-Zrozumiałem doktorze. Mogę już ją zabrać?

-Naturalnie, zapomniałbym, przecież goście czekają.

                Wszedłem do Sali mojej ukochanej, która leżała spokojnie, rękoma gładząc swój już lekko wypukły brzuszek. Usiadłem na leżance obok niej i położyłem swoje dłonie na jej.

-Powiedziałem naszym rodzicom o dziecku, wybacz, że nie zaczekałem z tym, aż będziemy wszyscy, ale zmusiły mnie do tego okoliczności. Teraz wrócimy na wesele, a jutro jak już ten cały stres będzie za nami, to chciałbym z tobą porozmawiać o incydencie z siostrą Black’a. Od razu mówię, że to nie było to, na co wyglądało.-powiedziałem spokojnie.

-Przynajmniej ominęły mnie ich początkowe reakcje, na wieść o moim stanie błogosławionym. Chodźmy już do gości.

                Pomogłem Kate wstać i razem ruszyliśmy na salę balową, gdzie odbywało się nasze przyjęcie, po drodze zgarniając rodziców. Gdy pojawiliśmy się w pomieszczeniu, goście zaczęli bić brawo, a ukochana wtuliła się we mnie mocniej. Przeszliśmy do miejsca gdzie stał tron i zaczęła się przed nami tworzyć kolejka. Każdy z zaproszonych chciał złożyć nam gratulacje oraz poznać kandydata na nowego króla zmiennokształtnych. Szczerze to nawet nie pamiętam imion większości z tych osób,  ale byli tam również moi dawni „rodzice”. Co do prezentów to mieliśmy spokój, gdyż zostały one złożone przed ceremonią w którejś z komnat w rezydencji. Jako ostatnia podeszła cała rodzina Black.

-Witajcie nowożeńcy, nie mam pojęcia czegóż mógłbym wam życzyć, skoro posiadacie wszystko. Tak więc skłonie się ku długiemu panowaniu i szczęściu.
Kate POV
-Dziękujemy, mamy nadzieję, że będą się państwo dobrze bawili, na tak ważnej dla nas uroczystości.-powiedziałam, pamiętając o tym, że jest to rodzina królewska i bez względu na nasze wzajemne relacje, powinnam zwracać się do nich zgodnie z etykietą, zwłaszcza, że od teraz (ku mojemu niezadowoleniu) również jestem arystokratką. Widziałam reakcję Zachary’ego na ich obecność i wolałam żeby się nie odzywał jeśli to nie będzie konieczne. Po złożeniu życzeń król wraz ze swoją małżonką, udali się w głąb Sali, a do nas zbliżyły się ich dzieci. Blondyn oczywiście wziął moją rękę i z przesadną nonszalancją ją pocałował, co trwało zdecydowanie za długo.
-Moje gratulację Kathelyn, nigdy nie sądziłem, że będę zmuszony do uczestniczenia w tej farsie, ale skoro dokonałaś tak fatalnego wyboru partnera na całe życie, to nie mam innego wyjścia jak tylko się z tym pogodzić, a szkoda, bo mogliśmy żyć razem długo i szczęśliwie.
-Gra skończona Aleksandrze, teraz jeśli masz swoją godność, powinieneś się wycofać i pozwolić nam żyć spokojnie.-rzuciłam wolno i wyraźnie, by dokładnie mnie usłyszał.
-Twój mężuś pochwalił ci się, jak było mu ze mną dobrze? Gdybyś nie weszła w tamtym momencie, to zaszlibyśmy dużo dalej.-rzuciła zaczepnie Cosette.
-Nie masz za grosz szacunku do siebie siostro. Gdyby rodzice się o tym dowiedzieli miałabyś przechlapane.-wtrąciła się do rozmowy najmłodsza z rodzeństwa-Miło cię widzieć Kate, gdyby to nie było niemożliwe powiedziałabym, że zaokrągliłaś  się w pewnych miejscach.
-Niedługo przybędzie mi gdzieniegdzie trochę ciałka, tylko nie dziel się tym z nikim.-szepnęłam jej do ucha i puściłam oczko, gdy pozostała dwójka zniknęła mi z oczu.
-Czy ty jesteś…?-zapytała zszokowana.
-Tak, niedługo czwarty miesiąc.
-Tak się cieszę! Zasługujesz na szczęście, oboje zresztą na nie zasługujecie.

-Dziękujemy za miłe słowa, pewnie jesteś Sabine? Zachariasz Doran, ale mów mi Zachary.-odezwał się mój mąż i objął mnie opiekuńczo ramionami. Już na początku przyjęcia postanowiłam, że nie będę nam obydwojgu psuć wesela i zachowywać się będę jakby nic się nie stało, choć było to nie lada wyzwaniem, gdyż za każdym razem, gdy mnie obejmował przypominał mi się obraz jego z Cosette.
-Tu jesteście, zaraz wasz pierwszy taniec, musimy iść.-powiedziała Sarah, zjawiając się nagle obok nas.

2 komentarze:

  1. Hejo kochana! :3
    Rozdział baaardzo przyjemnie mi się czytało :D
    Jest! I pojawił się Alex! Haha! Może go nie lubiłam, ale teraz... Lubię go. Często to właśnie czarne charaktery kradną moje serce ^-^
    Przepraszam, że krótko. Wyjaśnienie u mnie w ostatniej notce (:
    Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogólnie po przeczytaniu całości mam pozytywne wrażenie - piszesz ciekawie, widać w tobie potencjał. Gdy uda ci się wydać coś w formie książkowej - wiesz, do kogo się z głosić z egzemplarzem opatrzonym autografem :) mam nadzieję, że nie znienawidziłaś mnie po moim wytykaniu błędów i czepialstwie (później starałam się nieco ustatkować, ale jeśli dobie tylko życzysz, mogę zrobić gruntowniejszą korektę). Zapraszam też do siebie:
    http://magiczniidioci.blogspot.com/
    http://dzienniknihalkruger.blogspot.com/
    http://jestem-mentalnym-moherem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń