środa, 20 listopada 2013

Rozdział 2




*
                Miałam sen, bardzo realistyczny. Siedziałam przy fontannie w ogrodzie królewskim, zdezorientowana. Nie miałam pojęcia jak się tam dostałam, chciałam być gdzieś indziej, przy Victorii i Eriku. Poderwałam się z miejsca na odgłos kroków, zobaczyłam Zacharego , który spojrzał w miejsce gdzie stałam i znieruchomiał. Przez głowę przemknęła mi myśl „nie powinien mnie widzieć”.
-Kate, proszę wybacz mi, że jej nie upilnowałem. Błagam.
-Kochanie, to nie twoja wina, nic nie mogłeś z tym zrobić. Mam tylko jedno pytanie, jakim cudem ty mnie widzisz?
                Spojrzał mi w oczy, ostrożnie podszedł bliżej i dotknął mojej ręki wprawiając nas oboje w zdumienie. Czułam jego dłoń i jak wodził kciukiem po wnętrzu mojej ręki. „To jakiś cud” myślałam gdy mnie całował i przyciskał do siebie w czułym uścisku, ale jakiś głos szeptał mi w głowie, że powinnam odłożyć to wszystko na później i ratować nasze dzieci.


*
                Obudziłam się zdezorientowana, słysząc nagły hałas, dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój pies Misiek drapie w drzwi prosząc bym go wpuściła. Był to Cavalier King Charles Spaniel, którego znalazłam rok wcześniej błąkającego się w lesie. Wtedy był jeszcze małym kilku dniowym szczeniaczkiem, cudem przeżył, oczywiście z pomocą mojej magii uzdrawiającej.
                Spojrzałam na zegarek stojący na nocnej szafce i zaklęłam cicho, gdyż wskazywał on dziewiątą szesnaście. Wstałam szybko z łóżka, pościeliłam je i otworzyłam Miśkowi drzwi.
-Hej koleżko, zjadłeś już śniadanie? Pewnie, że nie zaraz ci coś dam tylko się ubiorę.-powiedziałam tuląc go do siebie i czochrając po brzuszku.
                Nałożyłam czarną spódniczkę do połowy uda, takiego samego koloru żakiecik i biały podkoszulek z ciemnym nadrukiem. Wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę kuchni, by zjeść śniadanie, kiedy weszłam do kuchni zauważyłam, że Zachary już tam siedzi. Przywitałam się z nim na co mruknął coś niezrozumiale i dalej grzebał w miseczce płatków.
-Może chciałbyś trochę kawy śpiochu? –zapytałam stawiając przed nim pełny kubek, do którego nasypałam dziesięć łyżeczek cukru.
-Ile cukru do tego dosypałaś? Tego nie da się pić.-powiedział po wzięciu kilku głębszych łyków.
-Trochę, ale osiągnęłam zwycięstwo, bo w końcu się obudziłeś.
-Może i się obudziłem, ale przez ciebie dostane cukrzycy.
-Oj, nie marudź już tak, nic ci nie będzie i tak cały cukier spalisz na treningu w drużynie futbolowej. Z kim teraz gracie?
-Na razie skupiamy się na trenowaniu, no wiesz, James się połamał podczas poprzedniego meczu i szukamy nowego zawodnika na jego miejsce. Na razie nikogo dobrego nie znaleźliśmy i powoli tracimy nadzieję…
                Gdy on zacznie mówić o drużynie to nic go nie zatrzyma, więc skorzystałam z okazji i zrobiłam sobie oraz Miśkowi śniadanie. Zjadłam słuchając co mówi mój towarzysz. Misiek się szybko znudził nami więc poszedł sobie, a po kilku minutach ja również miałam dość.
-Wybacz, chyba właśnie zanudziłem cię na śmierć swoim gadaniem, kurczę niedługo przyjdzie Chad, jaki ty i twój tata macie plan?
-Zostaw tą sprawę nam, my to jakoś załatwimy, okej?
-Spoko. Jak ci się spało?
-Może porozmawiajmy o czymś innym albo chodźmy do ogrodu.
-Jak chcesz, możemy iść do tego ogrodu, mamy jeszcze czterdzieści minut, możemy popływać.
-Super, może przy okazji odstresujesz się troszeczkę.
                Przeszliśmy przez salon do mojego cudnego ogrodu, który wyglądał jakby ktoś wyjął go z bajki i skierowaliśmy się do części z basenem. Tam zdjęliśmy ubrania i wskoczyłam na bombę, woda była ciepła, ale Zachary nie wskoczył od razu.
-Co jest? Wskakuj, woda jest ciepła. No chodź.  
                Wziął rozbieg, skoczył na bombę i wylądował tuż obok mnie. Pływaliśmy swobodnie relaksując się przed tym co miało niedługo nastąpić, słońce świeciło jasno i ogrzewało moje nagie ciało swoimi promieniami. Pływałam właśnie na plecach, gdy go wyczułam, ciemne chmury zaczęły się pojawiać na niebie i przesłoniły słońce. Wyszłam z basenu złapałam suchy ręcznik z leżaka i ruszyłam  w stronę mojego pokoju, by się ubrać. Wychodząc z niego, słyszałam jak ojciec otwiera drzwi i wita gościa. Z typową dla wampira szybkością znalazłam się na dole i spojrzałam tej gnidzie prosto w twarz.
-Miło mi cię widzieć Kate, co u ciebie słychać?-uśmiechnął się ukazując ostre kły lecz nagle mina mu zrzedła-Hej, co on tu robi?
-Jest tu, gdyż chcemy porozmawiać z tobą o tym jak należy się zachowywać. Słyszałem co zrobiłeś wczoraj po szkole temu chłopcu i widziałem jak wyglądał, więc chciałem ci uświadomić, że jeśli to się jeszcze raz powtórzy zgłoszę to komu trzeba i będziesz miał poważne kłopoty.-rzekł mój ojciec.
-To już wszystko co macie mi do powiedzenia? Przez was musiałem odwołać wszystkie swoje zajęcia, a wy tylko chcieliście mi powiedzieć takie bzdury? Możecie sobie iść nawet i do samej góry, ale ten dzieciak będzie miał u mnie zawsze przerąbane.
                Podeszłam do niego, złapałam go za koszule i unieruchomiłam swoją mocą, pokazując kły.
-Jeszcze raz podniesiesz na niego rękę lub na kogokolwiek innego to przyrzekam, zabije cię na miejscu i twoja matka nie będzie miała co zbierać!
                Puściłam go, stał chwilę, bielszy na twarzy niż zwykle, po czym wypadł przez drzwi frontowe i zapadła cisza.
-Kate, może pójdziesz do swojego pokoju i się uspokoisz?-powiedział ojciec w myślach mówiąc, że w takim stanie mogę zrobić komuś krzywdę.
Kiwnęłam głową, by wiedział, że zrozumiałam i dodatkowo się uśmiechnęłam, ruszyłam szybkim krokiem po schodach. W mgnieniu oka znalazłam się w swoim pokoju, po jakiejś minucie przyszedł Zachary, z dziwnym uśmiechem na twarzy.
-Co ty tu widzisz takiego zabawnego?!
-Chad naprawdę myślał, że możesz mu coś zrobić. Uciekł tak szybko, że aż się za nim kurzyło.-powiedział, już nie powstrzymując się od śmiechu.
W tym momencie puściły mi nerwy, chwyciłam Zacharego za ramiona i przycisnęłam go do ściany.
-Co ty sobie wyobrażasz, że skoro jestem dziewczyną to nie musisz się mnie bać?!
-Hej, Kate, puść mnie!
-Puść go!-surowy głos ojca rozbrzmiał tuż za mną.
Puściłam Zacharego i ruszyłam biegiem w kierunku balkonu. Miałam gdzieś, czy  mnie obserwuje, teraz musiałam tylko szybko się  pożywić.

2 komentarze:

  1. Spodziewałam się ostrzejszej rozmowy z Chadem :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo króciutki, przeczytałam go w mgnieniu oka. Rozdział ciekawy, choć jak dla mnie
    troszkę za mało opisów. W ten sposób przedłużyłabyś opowiadanie :)

    Szkoda, ze na Twoim blogu nie ma opcji 'obserwatorzy', bo wygodniej jest zaobserwować bloga i mieć późnej na bieżąco wyświetlane powiadomienia o nowych postach :) U mnie na blogu jest taka opcja, wiec zachęcam Cię do obserwacji :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń