-Nie wiesz kim są twoi rodzice? No pięknie. To może
krótkie przypomnienie? Otóż, na świecie jest pięć ras -ludzie, wilkołaki,
zmienni, wampiry i czarownice-wszyscy oni mają jedną osobę, która wchodzi w
skład rządu światowego. Te osoby mają rodzinę, tak zwaną królewską, miejsce w
rządzie przypada najstarszemu dziecku, nie może być to nikt inny, chyba że
będzie sytuacja kryzysowa. Nie zdarzyło się to jeszcze nigdy, choć jeśli
wampiry będą dalej robić to co do tej pory, to może doczekamy się tego. Zmienni oraz wilkołaki mają jednego władcę,
to taki wyjątek. Rozumiesz teraz? Będziesz władcą po swoich rodzicach, jak
pójdą na emeryturę, bo zmienni jak i inni, no może z wyjątkiem czarownic, są
nieśmiertelni.-powiedziała mi Roza.
-No już dobrze, to my teraz pójdziemy odpocząć po podróży
i się rozpakujemy, a wy zajmijcie się na razie swoimi sprawami, papa.-rzuciła
szybko Kate i pociągnęła mnie w głąb korytarza.
Pokazała mi mój pokój i wyszła do siebie. Pomieszczenie, w którym się znajdowałem, było utrzymane w odcieniach szarości, czerni oraz bieli i miało cudowny widok na wielki ogród, znajdujący się za domem. Po prawej od wejścia były dwie pary drzwi. Otworzyłem jedne z nich i zauważyłem wielgachną garderobę, a za drugimi łazienkę. Szybko rozpakowałem swoje rzeczy, wziąłem ciuchy na przebranie i ruszyłem do łazienki, by się odświeżyć. Po kąpieli rzuciłem się na łóżko i szybko odpłynąłem do krainy snów.
~*~
Obudziłam
się około piątej rano, ubrałam i poszłam do pobliskiego lasu na polowanie.
Upolowałam dwie sarny i wróciłam do budynku. Postanowiłam poszukać siostry, bo
miałam do niej pewną sprawę, mianowicie przez ten cały pośpiech zostawiłam
Miśka w domu. Ruszyłam więc w stronę jej
pokoju, a będąc już pod drzwiami zapukałam w nie i czekałam na jakiś odzew z
jej strony. Po chwili z pomieszczenia wyszedł zdenerwowany ojciec, który bez
słowa odszedł, a ja weszłam do środka. Anna siedziała na łóżku z głową w dłoniach,
a na jej kolanach siedział nie kto inny jak mój Misiek.
- Kiedy udało ci się go zabrać?-zapytałam, na co ona
podniosła wzrok na mnie- Co się stało Ann?
-Trochę się posprzeczaliśmy, ale to nic poważnego, a
Miśka wzięłam jak tylko mi o wszystkim powiedziałaś. Idziemy na śniadanie?
-Ja już jadłam, idę do siebie.-rzuciłam już przy
drzwiach.
Szłam
z Miśkiem korytarzem, gdy z naprzeciwka zobaczyłam wysokiego chłopaka. Miał
czarne włosy, niebieskie oczy i był szczupły oraz wysportowany.
-Ty jesteś Kate, tak?
-Owszem, ciebie tu nigdy nie widziałam, skąd jesteś?
-Los Angeles, a tak w ogóle jestem William.-powiedział
chłopak, podając mi dłoń.
-Skąd znasz moje imię?
-Moja mama i twój ojciec byli kiedyś ze sobą blisko,
opowiadała mi o waszej rodzinie dużo ciekawych rzeczy. Z tego co słyszałem
wnioskuję, że jesteś najmilsza z całej rodzinki.-rzucił z łobuzerskim
uśmiechem.
-O, tu jesteś skarbie, wszędzie cię szukałem.-nagle nie
wiadomo kiedy, za mną pojawił się Zachary. Przytulił się do moich pleców,
kładąc swoje ręce i opierając podbródek na czubku mojej głowy.
-Muszę dodać tą informację do reszty na twój temat,
książę Aleksander Black, chłopak Kate?
-Nie, książę Zachary Doran i tak, jestem jej chłopakiem. A ty
jesteś?-zapytał mój ukochany mierząc chłopaka wzrokiem.
-Jestem William, dla przyjaciół Will. Niestety muszę już lecieć, miło było cię poznać Kiti.-zawołał,
mrugając do mnie i odszedł w swoją stronę.
-Chodź na śniadanie ty mój kochany zazdrośniku.
-Już jadłem. Twoi przyjaciele kazali ci przekazać, że
masz przyjść do zbrojowni.
-Okej, no to chodźmy.
Pociągnęłam
chłopaka za sobą do małego budynku w ogrodzie, który służył za skład
broni. Znajdowali się tam już moi przyjaciele, z wybranym sprzętem. Puściłam rękę
Zacharego i udałam się do właściwej części budynku, gdzie znajdowały się miecze
oraz sztylety. Wybrałam średniej długości prosty miecz, z którym wróciłam do
reszty. Zaczęłam się rozgrzewać i po kilku minutach wybieraliśmy już swoich
przeciwników. Ja byłam z Dymitrem, a Rose z Sabine. W takim właśnie składzie zaczęliśmy
walkę. Po około dziesięciu minutach ja oraz Sabine toczyłyśmy zwycięską walkę
między sobą. Pokonani siedzieli w pewnej odległości z Zacharym na ławce i o
czymś zawzięcie dyskutowali. Moja przeciwniczka walczyła długim, zakrzywionym na
końcu mieczem. W walce nie ustalamy żadnych reguł, więc zazwyczaj używamy nie
czystych zagrywek, tak było i tym razem. Wykorzystałam jedno z zaklęć, by unieruchomić
moją przeciwniczkę, złapałam ją za ręce i przyłożyłam miecz do jej gardła.
O tak, walka na miecze - dla kogoś, kto od paru lat zawzięcie trenuje szermierkę klasyczną to po prostu coś wspaniałego! :D
OdpowiedzUsuń