niedziela, 7 września 2014

Rozdział 16



-Czyli przez całe moje życie mnie okłamywałeś? Przez ciebie myślałam, że to moja wina, że nie żyje, a to wszystko były kłamstwa!? Nienawidzę cię!!-wykrzyczałam w twarz mojemu ojcu i wampirzym tempem wybiegłam z pokoju, a następnie dworu. Skierowałam się w stronę lasu, gdzie miałam nadzieję zostać sama i przy okazji zapolować. Wytropiłam trzy jelenie, dwa niedźwiedzie i takim oto sposobem przesiedziałam w lesie do godziny 834 następnego dnia. Nagle usłyszałam jakiś szelest za sobą, więc natychmiast przyjęłam pozycję obronną i czekałam na intruza. Po chwili zza drzew wyłonił się jaguar, który zaczął mi się dziwnie przyglądać, więc warknęłam na niego i miałam już odejść, gdy zamiast zwierzęcia stał mój Zachary. Podszedł do mnie, otulił swoimi ramionami i pocałował w czubek głowy, a ja wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam(oczywiście pamiętając, że mogę mu zrobić krzywdę, mimo że jest zmiennym).
-Co się stało skarbie?-zapytał Zachary, odsuwając mnie na wyciągnięcie ręki.
-Pamiętasz jak opowiadałam ci, w jaki sposób umarła moja mama?-pokiwał tylko głową, nie przerywając mi-Okazuje się, że wcale nie zmarła na skutek porodu, tylko ktoś ją zabił, a mój ojciec wmówił mi tą wersje wydarzeń i pozwolił myśleć, że to moja wina. Zawsze się oto obwiniałam, ale to była tylko i wyłącznie jego wina. Do tego ją zdradził! A najlepsze jest to, że mam brata, którym jest William, ten chłopak, którego nie lubisz.-powiedziałam z dobrze słyszalnym sarkazmem w głosie i zaniosłam się płaczem.
-Cii…spokojnie, chodźmy do domu, nasi przyjaciele na pewno poprawią ci humor.
*
-Już wiem co będziemy dzisiaj robić!-wykrzyknęła uśmiechnięta Rose.
-Dawaj, już dawno się nie śmiałem.-odpowiedział Dymitr.
                Siedzieliśmy właśnie w moim pokoju, gdyż nie miałam ochoty widzieć na oczy mojej „kochanej” rodzinki. Było już południe, a nam się strasznie nudziło, więc postanowiliśmy zrobić burzę mózgów.
-Urządzimy imprezę!-rzuciła uradowana dziewczyna-Będzie alkohol, przekąski, nie zdrowe jedzenie i muzyka. Tak tylko dla nas tu obecnych.
-Nawet fajny ten pomysł ślicznotko, ja w to wchodzę, zajmuję się muzyką i napojami.
-Ja z Kate też jesteśmy za.-odezwał się Zachary, obejmując mnie w talii i przyciągając bliżej siebie.
-To o 2100 zbieramy się w Sali gier. Teraz może trochę powalczymy?-odezwał się Dymitrij, ruszając w stronę drzwi.
                Wszyscy poszliśmy do zbrojowni, wzięliśmy co było nam potrzebne, dobraliśmy się w pary(Sabin-Ja, Dymitr-Rose) i zaczęliśmy pojedynek. W mojej parze wygrałam ja, dzięki małemu zaklęciu, a w drugiej Rose. Zwycięzcy mieli po kolei pojedynkować się z moim chłopakiem, pierwsza była Roza. No i zaczęli. Rose atakowała, za to Zachary robił uniki, swoją drogą szybki był.


-Takim sposobem nigdy nie wygrasz! Zacznij atakować!-wściekała się dziewczyna.

                Zaczęłam rozumieć o co chodzi, mój chłopak chciał ją szybko zmęczyć, by lepiej sobie z nią poradzić, sprytnie, ale ryzykownie. od razu na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Kilka minut później Zachary przykładał już sztylet do jej szyi.

-Poddajesz się Martinez?

-Niech ci będzie, ale następnym rasem to ja wygram.

                Uścisnęli sobie dłonie i brunet przywołał mnie ruchem ręki. Stanęłam naprzeciwko i czekałam na jego ruch. Obserwowałam każdy centymetr jego ciała i czekałam.

-Bijcie się w końcu! Ruszcie te swoje dupy!

                Chłopak spojrzał wściekle na Dymitra, a ja korzystając z okazji, zaatakowałam. W ostatniej chwili zablokował mój atak i odskoczył. Uderzyłam w niego zaklęciem lecz on tylko na to czekał. Zaatakował, powalając mnie na ziemię, nie przewidział jednak tego, że pociągnę go za sobą. Przeturlałam się na niego, usiadłam okrakiem na jego biodrach, unieruchomiłam ręce za głową i przyłożyłam sztylet do gardła.

-Poddajesz się?-wyszeptałam mu zmysłowo do ucha.

-Tak.-uwolniłam mu ręce, a on przyciągnął mnie do siebie i pocałował namiętnie.

-Uuu…spokój, oszczędźcie nam tego widoku.-zawołał Dymitr.

-Brawo Kate, piękna akcja! Jakbyś siedziała w jego głowie.-odezwała się Sabin.

-Skąd wiesz, że nie siedziałam?-zapytałam z łobuzerskim uśmiechem, pomagając ukochanemu wstać.

-Nie masz daru, poza tym nie istnieje takie zaklęcie.

-Po prostu był bardzo przewidywalny. Zmęczyć, zaatakować, wygrać.-rzuciłam uśmiechając się szerzej.

1 komentarz:

  1. Cześć.
    Już wróciłam i mam zamiar nadrobić choć kilka rozdziałów :)
    Opowiadanie bardzo ciekawe choć krótkie, gdzieniegdzie zdarzają się literówki, ale komu one się nie zdarzają?

    Na ogół bardzo ciekawe opowiadanie. Choć tutaj spowolniłaś akcje to i tak mi się podoba :)

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie :)
    vampireandmillionaire.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń