poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 34




-Może przedstawisz mi swoich kolegów kochanie? – usłyszałam za sobą głos męża.

-Witamy pana młodego. Ja jestem Jared…

-A my się już znamy wasza wysokość. – przerwał bratu mężczyzna – Castiel Marco, strażnik północnej

bramy.

-Tak, przypominam sobie.  Panowie wybaczą, ale obowiązki wzywają mnie i moją małżonkę. – powiedział

i pociągnął mnie w stronę drugiego końca Sali.

*

                Biegliśmy wyboistą ścieżką w stronę starej, opuszczonej fabryki. Deszcz padał nieprzerwanie, od kilku godzin, więc wszędzie były duże kałuże. Za mną i moim mężem podążał oddział dziesięciu, świetnie wyszkolonych strażników, a reszta w tej chwili odbijała więźniów. Zatrzymaliśmy się trzy metry od budynku, czekając, aż ekipa ratunkowa wyjdzie i będziemy mogli w końcu objąć  swoje pociechy. Po kilku nieskończenie długich minutach, z ruiny zaczęli naszym oczom ukazywać się kolejne osoby, aż w końcu wyprowadzono otuloną kocem Victorie oraz szamoczącego się Erika.

-Puśćcie  mnie do cholery! Co mu zrobiliście?! Oddajcie mi mojego ojca! – krzyczał chłopiec.



*



Obudziłam się zlana potem i z ciężkim  oddechem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym przebywałam i przypomniałam sobie, że jestem w domku letniskowym, na prywatnej wyspie rodziny Doran . Swoją drogą sama nosiłam to nazwisko od jakichś  czterdziestu ośmiu godzin, do czego jeszcze się nie zdążyłam przyzwyczaić. Na wielkim łożu obok mnie, leżał Zachary, który wyglądał  podczas snu jak  mały chłopiec. Na wyspie byliśmy od doby, gdyż przed rozpoczęciem miesiąca miodowego, musiałam dać się zbadać lekarzowi na dworze.  Na całe szczęście nic nie było nie tak z dzieckiem, po prostu źle podziałał na mnie stres przedślubny.

Na szczęście dla mojego męża,  wybaczyłam mu ten incydent z siostrą Aleksandra, po tym jak wytłumaczył mi co się wtedy na prawdę wydarzyło. Niestety z wiadomych powodów, nie doszło między nami do żadnych fizycznych zbliżeń, poza przytulaniem i pocałunkami.



-O czym tak myślisz, kochanie? - usłyszałam zachrypnięty głos mojego  mężczyzny tuż przy uchu.

-Myślę o tym, jaka jest ze mnie szczęściara. No i o naszym maleństwie. Ciekawa jestem czy to chłopiec, czy dziewczynka.  A ty co byś chciał?

- Żeby było zdrowe i dawało nam się wyspać. A tak na serio to chciałbym mieć drugą taką Kate.

- Jednej ci mało? Ale okej, jakie mamy plany na dzisiejszy dzień? - zapytałam ciekawa.

-Dziś możemy oddać się relaksowi na plaży oraz kąpieli w tych ciepłych wodach. – powiedział, przyciągając mnie do swojego ciała i wtulając policzek w mój brzuch. 
           Tak oto leniwie mijały nam dni, aż w końcu zmuszeni byliśmy wrócić do Denver, gdzie podczas naszej nieobecności, rozpoczęte zostały przygotowania do uroczystego przejęcia przez Zachary’ego władzy. Feta ta została zorganizowana z wielką dbałością o szczegóły, takie jak zbiórka krwi dla wampirów, które przybędą na dwór nawet z odległej Europy, czy Azji.

 Siedząc w prywatnym odrzutowcu, myślami byłam już z moją całą, wielką rodziną, składającą się teraz z rodu Wild’ów i  Doran’ów. Zastanawiałam się co robią poszczególne osoby, aż do chwili, gdy mój mąż zaczął całować mnie po szyi. Schodził pocałunkami coraz niżej w stronę dekoltu, czym wywoływał moje ciche pomruki zadowolenia, jednocześnie dłońmi gładząc miejsce, gdzie znajdowało się nasze dziecko.   Kierując się wzbudzoną rządzą, usiadłam na kolanach mężczyzny, owijając nogi dookoła jego bioder i wpiłam zachłannie w wargi, mierzwiąc mu jednocześnie włosy. Trwaliśmy tak kilka długich sekund, aż niestety usłyszeliśmy chrząknięcie od strony kabiny pilotów, gdzie w drzwiach stał jeden z nich o imieniu Mark i spoglądał na nas z lekkim uśmieszkiem.
Mark Sahad
-Świętujecie ostatnie chwile samotności? Ja nie chcę przerywać, ale jesteśmy już nad lotniskiem i czekamy, aż zapniecie pasy, byśmy mogli spokojnie wylądować.
-Już zapinamy, mogliście nas powiadomić przez głośniki, a nie wchodzić. Co by było jakbyśmy właśnie starali się dołączyć do   Mile High Club’u?
-Uwierz mi przyszły następco tronu, że nie takie rzeczy widziałem w swoim życiu. Cóż, w takim razie proszę o zapięcie pasów i ustawienie foteli w pozycji pionowej. – rzekł z zawadiackim uśmiechem, po czym wycofał się z powrotem do swojej kabiny.
-No to witamy w domu mężu…

2 komentarze:

  1. Już! W końcu! Miło, że dodałaś nowy. Szkoda, że nie opisałaś bardziej miesiąca miodowego. Ciekawe jak Zachary się wytłumaczył. I ten sen. Mam nadzieją, że kolejny będzie szybciej. Czekam i życzę weny. :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejo kochana! :3
    No w końcu coś jest :D Uważam, że słodka jest z nich para. Najbardziej cieszę się, że nie rzyga się przy nich tęczą xD Haha. Przyłapani xD I nie wiem dlaczego, ale Mark wydaje mi się być jakiś podejrzany.
    Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń