sobota, 28 stycznia 2017

Rozdział 35


-Bliźniaki? Ale jak to? – zapytał, nagle pobladły na twarzy Zachary.

-Cóż, wie pan chyba jak powstają dzieci wasza wysokość. Poprzednie USG najwyraźniej nie wychwyciło drugiego płodu, wygląda mi to na piąty miesiąc. Termin porodu przewiduje na 26 lipca, może troszkę wcześniej albo później, ale to kwestia dni. Proszę zetrzeć żel, niedługo będę miał wyniki reszty badań i powiadomię państwa o nich, jak tylko się z nimi zapoznam. To wszystko na dziś, proszę na siebie uważać, spożywać większe ilości krwi oraz innych płynów, dużo odpoczywać i mało się denerwować. W razie jakichkolwiek wątpliwości proszę o powiadomienie mnie. 


-Dziękuje bardzo doktorze Nelson. Rozumiem, że kolejna wizyta za miesiąc? – powiedziałam, ściskając dłoń lekarza.


-Oczywiście. Jakby coś się działo to nawet wcześniej.  


    Prosto z dworskiej kliniki udaliśmy się z mężem do naszego apartamentu, by przebrać się w bardziej eleganckie stroje i poszliśmy do gabinetu mojego teścia. Tam  zastaliśmy całą naszą rodzinkę, którą powiadomiliśmy o niespodziewanym odkryciu dokonanym przez doktora. Mama Zachary'ego wyściskała nas po kolei.


 -Gratulacje kochani.- powiedziała uśmiechnięta.


-Dziękujemy. To dla nas nadal wielki szok, ale razem z Kate na pewno sobie poradzimy. Jak przygotowania do koronacji? - zapytał mój ukochany.


-Idą pełną parą. To w końcu za dwa dni. A jak twoje przemówienie synu?
 

-Razem z Aiku nad tym pracujemy tato. Nie chcę by goście byli zanudzeni, ale on uważa, że brakiem szacunku byłoby, gdybym powiedział mniej niż dwadzieścia zdań. - uśmiechnął się krzywo i wywrócił oczami.

-Nie wywracaj tymi ślepiami chłopcze. Doprawdy nie mam pojęcia, dlaczego przyszłym władcą zmiennokształtnych ma być tak nieokrzesany młodzieniec. Nie powinieneś jeszcze schodzić ze sceny Tristianie. - powiedział główny doradca mojego teścia, studwudziestoletni zmienny z Hongkongu, Aiku Fui.


                                                 *

    Dni mijały, a ciąża była coraz bardziej  widoczna.  Zachary przejął władzę z rąk ojca, tym samym biorąc na swoje barki wielką odpowiedzialność. Nie było nic co mogłoby przerwać naszą sielankę, bynajmniej tak wtedy myślałam.
                                         

                                                  *

    20 lipca mieliśmy wszyscy na zawsze zapamiętać. Około pierwszej nad ranem obudziłam się niespokojna, po czym poszłam za potrzebą do toalety. Wracając do łóżka, poczułam jak coś cieknie po moich nogach na podłogę i na początku, będąc jeszcze w zamroczeniu sennym, pomyślałam, że musiałam się posikać. Dopiero gdy zaczęłam ścierać podejrzaną ciecz, przyniesioną z łazienki szmatą, obudził się mój mąż.


-Kate? Co ty robisz? Jest środek nocy.


-Muszę wytrzeć podłogę...ał! - jęknęłam, gdy poczułam silny skurcz.


-Kochanie! - wykrzyknął Zachary - Coś mi się wydaje, że tym razem mogę podnieść rumor. To raczej nie są  zwykłe skurcze.


-Mówisz to już piąty raz w tym tygodniu! Mam dość tych twoich fałszywych alarmów. Przez ciebie najadłam się wstydu! - wykrzyknęłam, ale po kolejnym skurczu stwierdziłam, że tym razem chłopak może mieć jednak rację, a co za tym idzie musiałam dostać się do dworskiej kliniki jak najszybciej. Wampirze porody różnią się od ludzkich tym, że nie trwają długo, za to potrafią być bardziej bolesne. 

    Tak więc mój kochany mężczyzna szybko założył byle jakie spodnie od dresu, które jako pierwsze znalazł na wieszaku w naszej garderobie, po czym biorąc mnie delikatnie na ręce w stylu panny młodej, pognał jak najszybciej do wschodniego skrzydła budynku. Tam podniósł wielki wrzask, dzięki czemu cały personel się zleciał i było go słychać zapewne  w całej posiadłości.  Położył mnie na niewygodnym, szpitalnym łóżku, po czym złapał za dłoń.


-Poradzimy sobie, na pewno. - wyszeptał pocieszającym tonem, akurat gdy zaczął się kolejny, silny skurcz.


-Wydaje mi się, że obejrzałeś  za dużo ludzkich filmów o porodach.

-Pani Doran, możemy zaczynać. - powiedział lekarz, a następne co zapamiętałam z kolejnej godziny to niewyobrażalny ból.
Od prawej SHT i MHD.

    Ze stanu otępienia wyrwał mnie dopiero głośny płacz dziecka, po którym wszystko zaczęło się od nowa i tak po półtorej godziny mogłam już tulić dwójkę moich dzieci.


 -Witajcie na świecie Mari Hestio Diano i Severusie Harry Tymoteuszu Doran. - powiedział uroczyście oraz ze łzami w oczach Zachariasz, trzymając w ramionach naszego syna.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wybaczcie proszę tą długaśną przerwę w pisaniu. Moja wena do tego i kilku innych opowiadań zakopała się głęboko pod ziemią i nie byłam w stanie nic sensownego napisać, a jak już coś miałam to po ponownym przeczytaniu  nie nadawało się to. Strasznie przyśpieszyłam wydarzenia, ale już zbliżamy się do końca opowiadania i nie ma sensu tego dalej odwlekać. Dla tych którzy polubili Aleksandra mogę zdradzić, że pojawi się on niedługo, najprawdopodobniej w następnym rozdziale. Pozdrawiam was, którzy tu jeszcze wchodzicie.

1 komentarz:

  1. Przyznam, że mnie zaskoczyłaś. Już się bałam, że nie wrócisz. Słodkie dzieciaki, ale oni szczęśliwi. Więcej wiary w młodego. Czekam na następny ( na tym i innych blogach) i życzę weny.💖💖💖💖

    OdpowiedzUsuń